wtorek, 4 czerwca 2024

04.06.2024 czyli po śrubki do Obi

 Przez kilka dni nie spacerowaliśmy. Powody były trzy: Miś był chory, była fatalna pogoda i silne deszcze, a poza tym był długi weekend. A w długi weekend jak wiadomo, nie można nic zrobić normalnie, bo wszędzie są tłumy ludzi, podpitych idiotów i rozwrzeszczanych dzieciaków.

Dzisiaj w końcu postanowiliśmy wyjść i znowu połączyć przyjemne z pożytecznym, bo Miś potrzebował śrubki do złożenia kwietnika. Zatem - wyprawa do Obi. Dodam, że w Zabrzu mamy dwa sklepy Obi, jeden bliżej, a drugi kawałek dalej. Autem to żadna różnica, ale na nogach dla dwóch spaślaków... No właśnie. :D Więc o tym, do którego sklepu ostatecznie pójdziemy, miał zdecydować poziom naszego zmęczenia na wysokości pierwszego Obi. :)

Szliśmy przez park Dubiela - wybrałam tę drogę, bo za młodu często chodziłam tam z mamą na wyprawy do Makro. Chciałam pokazać Misiowi "artefakt" w postaci pustej kapliczki, która stała samotnie w krzakach za cmentarzem i budziła pewien niepokój. Ku mojemu zdumieniu, kapliczka została odnowiona i pojawiła się na niej tablica wyjaśniająca, co to za obiekt i dlaczego stoi w tym miejscu. Dookoła rosło mnóstwo poziomek, aż mnie to zdziwiło (nie, nie zbierałam xD). 

Potem przeszliśmy przez środek parku, tuż nad brzeg naszej pięknej, malowniczej rzeczki Bytomki. W jednym miejscu była cała chmara małych, upierdliwych muszek, ale szybko uciekliśmy dalej. Po Bytomce pływały kaczki, a ku mojej radości przy małym mostku postawiono... automat do karmienia ptaków. Miałam dziką ochotę sypnąć ptactwu (głównie stołowały się tam gołębie, ale były też kaczki), ale niestety, nie miałam przy sobie monety o nominale 2 zł. Zawiedziona poszłam dalej, gołębie też były zawiedzione. 

Potem szliśmy wzdłuż Alei Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Tam od x lat niewiele się zmienia, więc i nie ma o czym pisać. 

W końcu znaleźliśmy się na wiadukcie (ojaaa, jeżdżą pod nim pociągi osobowe z Gliwic do Bytomia i odwrotnie!) i stwierdziliśmy, że jesteśmy tak starzy i tłuści, że już nie damy rady dojść do centrum handlowego M1. Poszliśmy więc do bliższego Obi. Miś kupił śrubki, pooglądaliśmy sobie kwiatki, a następnie poszliśmy jeszcze do pobliskiego Lidla, żeby kupić sobie coś na kolację. Nagle patrzę, a tu... dzwoni mój psychiatra. XD Całkowicie zapomniałam, że mam dziś wizytę, a o której godzinie to już w ogóle. Doktorek niezmiernie ucieszył się, że jesteśmy na spacerze, bo w końcu sam nam je zalecił. Powiedział, że zadzwoni później... Ale nie zadzwonił, więc będę musiała w przyszłym tygodniu umówić się na nową wizytę. xD

Wróciliśmy do domu, tą samą drogą, którą szliśmy do Obi, ale tym razem przeszliśmy przez park w innym miejscu, tam gdzie stoi sporych rozmiarów fontanna. Tak, fontanny to zabrzański mem, związany z priorytetami byłej pani prezydent tego miasta. 

Potem szliśmy drogą w górnej części parku i, żeby zrobić sobie skrót, postanowiliśmy przejść przez cmentarz parafialny św. Andrzeja. Cmentarz jak cmentarz, ale moją uwagę przykuł metalowy nagrobek - do obejrzenia poniżej. Przyznam, że jakoś nigdy wcześniej nie zwracałam na to uwagi, a nie zdarzało mi się widzieć niczego podobnego. 

Następnie przeszliśmy przez drugi cmentarz, nazywany "starym" - ten, który sąsiaduje ze "słynnym" ośrodkiem wychowawczym "słynnej" siostry Bernadetty. Musiałabym doczytać, do kiedy działał ten cmentarz, ale zdecydowana większość grobów jest w kompletnej rozsypce, a na nielicznych tablicach można odczytać jeszcze jakiekolwiek dane pochowanych osób. Miejsce na pewno klimatyczne, jeśli ktoś lubi stare i mniej lub bardziej zapomniane cmentarze. 

No i przez legendarny "tunel do Cweloversum" (chodzi o jakość napisów na ścianach tunelu) - notabene już 8 lat temu miały zostać zainstalowane w nim kamery, ale nie zostały - poszliśmy do domu.

W sumie 7,75 km i 2,5 h w ruchu. 
















































4 komentarze:

  1. poziomki mogły być dobre, co prawda magia chrześcijańska jest szkodliwa, ale w sumie dość łagodna, lajtowa, poza tym żywe rośliny (i grzyby) są odporne na wszelkie odmiany ludzkiej magii...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta magia jest nawet toksyczna. ;) A poważnie - to jest miejscówka, w której często chowają się miłośnicy picia trunków w plenerze - nie zdziwiłabym się, gdyby te nieszczęsne roślinki zostały wulgarnie podlane kilka razy przez tych typków... xd

      Usuń
  2. Tyle poziomek! Chyba zrywałabym!
    Piękna okolica, zieleni mnóstwo, a cmentarze, zwłaszcza stare są ciekawe!
    Spacerujcie, każdy spacer jest jak lekarstwo:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Co do poziomek, w tamtym miejscu często jest spożywany alkohol, więc nie zdziwiłabym się, gdyby poziomki były osikane przez jakichś żuli... A fuj. :p

      Usuń