niedziela, 23 czerwca 2024

22.06.2024 - park z lwami

 Wczoraj, korzystając z bardzo przyjemnej pogody, zabraliśmy Niurkę do Kończyc, do parku im. Rotmistrza Witolda Pileckiego. Pamiętam ten park z dzieciństwa, czasem chodziłam tam z ojcem - wtedy był to park im. Generała Karola Świerczewskiego... Zmieniła się tablica pamiątkowa, zainstalowano nowe ławki i latarnie, tylko posągi lwów trwają niezmiennie przy wejściu do parku. 

Dodam, że parkiem to miejsce jest mniej więcej do wspomnianej tablicy pamiątkowej i pierwszej ścieżki skręcającej w lewo - potem park zamienia się w las. Niestety, zaatakowały nas strzyżyki jelenie oraz komary - na nic zdał się nasz spray... Strzyżyki rzadko kiedy gryzą ludzi (podobno...), ale są niezwykle upierdliwe. A dla komarów super miejscówka, bo w pobliżu znajduje się staw. 

Staw był zresztą obstawiony, bo często korzystają z niego lokalni wędkarze. Z daleka między zaroślami wypatrzyliśmy tylko stadko kaczek. 

Nie wiem dlaczego, ale ta leśna część ma taki klimat, że działa na wyobraźnię i natychmiast przypominają mi się wszelkiego rodzaju historie true crime... :P Oczywiście w ciągu dnia nie ma się tam czego bać, bo to mały las i chociaż znajduje się na przedmieściach, nie jest to odludne miejsce. Gości jest na tyle mało, że jest spokojnie, ale na tyle dużo, żeby nie nazwać lasku totalnym pustkowiem. Jakkolwiek, nie chciałabym się tam znaleźć w godzinach nocnych... Choćby dlatego, że w tej leśnej części nie ma żadnego oświetlenia (w najlepszym wypadku można złamać nogę). Inną, o wiele większą, wadą parku jest to, że jest strasznie zaśmiecony. Wszędzie walają się butelki i puszki po piwie oraz innych napojach wyskokowych, ale też nieco bardziej wymyślne artefakty, jak np. wyglądający na +20 lat stary fotel...

Oczywiście nie będę tutaj bronić głąbów, którzy wywożą śmieci do lasu albo nie rozumieją konceptu spakowania swoich syfów do reklamówki i wyrzucenia jej do kosza np. pod najbliższym marketem, ale fakt faktem, że na całej trasie nie widziałam ani jednego śmietnika. 

Przeszliśmy w sumie 3,33 km, na zakończenie wskoczyłam jeszcze do pobliskiej Biedronki po babeczki z jagodami, które potem w domu nasz Koper bezczelnie usiłował ukraść :) i w ciepłych promieniach zachodzącego słońca pojechaliśmy do domu.