czwartek, 22 sierpnia 2024

22.08.2024 - Las Łabędzki

 Mieszkam na Górnym Śląsku od zawsze, ale jak to często bywa, niespecjalnie orientuję się w lokalnych ciekawostkach i miejscówkach. Przez x lat mnie to nie interesowało, bo przez długi czas bałam się wychodzić w ogóle z domu, a po szkole jedyne na co miałam siłę i ochotę, to zamknąć się w pokoju, słuchać muzyki i rysować. Poza tym do 35 roku życia byłam skazana na transport publiczny - używanie go jest dla psychicznie chorego człowieka ogromnym wyzwaniem... 

No i dopiero teraz, kiedy mam Misia, a Miś ma samochód i prawo jazdy, mogę-możemy w końcu myśleć o małych i dużych podróżach. Bardziej małych, bo na duże póki co nas nie stać.

Korzystając z przerwy w upałach, postanowiliśmy wybrać się w jakieś nowe miejsce... Znajomy z internetu bardzo polecał mi rezerwat Żabie Doły, ale to postanowiliśmy zostawić sobie na jesień. Chłodniej, mniej ludzi i piękna kolorystyka - wypad w sam raz na październik. :) Randomowo zaczęłam wpisywać w Google zapytania odnośnie najbliższych lasów i parków - zabrzańskie mamy już obcykane, ale może znajdzie się jeszcze coś ciekawego... No i znalazło się - Las Łabędzki w Gliwicach. 

Z ciekawości sprawdziłam opinie i trochę się zaniepokoiłam - tam gdzieś są zakłady Bumaru i podobno część tego lasu to ichni poligon... Który rzekomo nie jest za bardzo oznaczony ani zabezpieczony. Opinie były wprawdzie sprzed kilku miesięcy, a nawet i roku-dwóch, ale mimo wszystko bałam się, czy aby nie rozjedzie nas jakiś czołg... XD

Ale nie rozjechał. :) Przyjechaliśmy od ulicy Piaskowej, położonej przy podmiejskim osiedlu. Tuż po wyjściu z auta popsikaliśmy się od góry do dołu sprayem na komary i inne ohydztwa i jak się okazało, był to bardzo słuszny krok. Las okazał się przyjemną miejscówką, niewiele śmieci i - chociaż pewnie to zasługa dnia powszedniego i kapryśnej pogody - bardzo mało ludzi. Czasem ktoś z psem, czasem ktoś na rowerze, ale ogólnie dookoła cisza i spokój. Dzięki sprayowi komary nie przypuszczały ataków, więc mogłam w spokoju robić zdjęcia. Niura latała dookoła i węszyła, będąc w swoim żywiole.

Potem leśna ścieżka wyprowadziła nas na inną, prowadzącą wzdłuż ogródków działkowych, ale będącą od nich odgrodzoną. Ludzie podlewali kwiatki, szczekały psy i tak dalej. W końcu wyszliśmy na osiedle na przedmieściach. Nazwy ulic nawiązywały do astronomii, np. ulica Kosmonautów lub Planetarna. Osiedle notabene przyjemne i, jak się zdawało, spokojne. Mijaliśmy bloki i różne domki z ogródkami. Typowe podmiejskie widoczki i klimaty. 

Chodziliśmy nieco około godziny, miejsce bardzo na plus i zamierzamy wybrać się tam ponownie. :) W powietrzu pomalutku czuć już jesień, co ogromnie mnie cieszy.